niedziela, 9 stycznia 2011

Ach ta wieś.

Myślałam kiedyś, że pisanie bloga to po prostu rodzaj wewnętrznego ekshibicjonizmu. Sądząc jednak po liczbie obserwatorów mojego bloga, nie muszę się martwić. I bardzo dobrze, bo oto wczoraj spotkała mnie kolejna wiejska przygoda. Ksiądz chodził po kolędzie. Nie proboszcz, tylko ten młody. Nie znam ani jednego ani drugiego. Mimo to w przeddzień wizyty tej stoczyliśmy sobie w domku dyskusję. Przyjmować, czy nie przyjmować? Ja byłam stroną bardziej upartą o jednoznacznym stanowisku: nie. Marcin się przełamywał, a bo to wieś, a dobrze się oswoić z tradycją, a jak wejdziesz między wrony, i tak dalej. Koniec końców postanowiliśmy zapytać Babcię jak ona robiła. No i księdza przyjęliśmy (choć pragnę tu zaznaczyć, że moja Babcia jest kobietą o niezwykle liberalnych poglądach). Przyszedł. Oprócz sztandarowego: "A po ślubie jesteście?" padło również: "a pracę tu macie?" - "Mamy. Ale chcemy tu stworzyć też agroturystykę..." - "TUTAJ??? Nieeeee, to się nie uuuuuda. Przecież tu nic nie ma, nic się tu nie dzieje, żadnych atrakcji, teraz ludzie to chcą odpocząć, wygodę mieć, obsługę..." - Każdy argument był odpierany, że zabytki, miasta do zwiedzania blisko, ścieżki rowerowe, piękny plener, itd. No jak się okazało plany mamy piękne, ale baaaaaaaaaaaardzoo ryzykowne.
I tak wsparci dobrym słowem i pokrzepieni duchem wiary, rozpoczęliśmy kolejny dzień na wsi.
Ach ta wieś.

1 komentarz: