wtorek, 1 listopada 2011

Moje miejsce.

Przeglądałam dziś moje ulubione gazety w poszukiwaniu nowych pomysłów do realizacji na ten nieszczególnie energetyzujący czas. I trafiłam na artykuł o alpakach. Czytaliśmy go zimą rok temu, siedząc i grzejąc się przy świeżo zamontowanej wówczas kozie i rozmyślając o własnej hodowli. Dużo się wydarzyło przez ten rok. Nasz dom nabrał zupełnie nowego charakteru, choć zachował swoją duszę. Pomijając zmianę stajni na kuchnię, zachowaliśmy stary układ pomieszczeń, nie runęła żadna ściana, nadal chodzimy po tych samych podłogach z desek, oddzielanych starymi progami i ciężkimi, drewnianymi drzwiami. Ściany, nadal niespecjalnie gładkie, płynnie łączą się z sufitem, bez kątów prostych, nie wyobrażam sobie zresztą piękniejszej budowy.
Siedzę teraz i patrzę na fragment ściany odkrytej do gołej cegły - to miejsce po naszym piecu kaflowym, który przenieśliśmy z pokoju do kuchni, w przyszłym tygodniu stanie tu kominek. Zaprzyjaźniłam się z tym domem, czuję, że odkrywa przede mną stopniowo swoje wnętrze. Tak wyobrażałam sobie więź z moim miejscem za ziemi.

Pod koniec listopada udostępniamy dla gości 2 pokoje: jeden dla 2-4 osób, drugi 1-2 osobowy. Pozdrawiam!!!