niedziela, 6 kwietnia 2014

Stolyca panie

Byliśmy w Warszawie.

Na tym właściwie ten post mógłby się zakończyć. Ale gdzież wówczas dałabym odfrunąć moim lepkim od ironii refleksjom?

W Warszawie byłam pierwszy raz w życiu, jechaliśmy załatwić jedną sprawę, nie na zwiedzanie, oglądanie czy poznanie miejsca. Nie jechaliśmy nawet do centrum. Spodziewałam się, że będą korki, wiadomo, dużo ludzi tam mieszka, godziny szczytu itd., mieszkaliśmy przecież jakiś czas w Krakowie, miałam jakieś wyobrażenie.
Otóż nie, nie miałam.
Przyjechaliśmy o 10tej do Janek, było spoko, potem około 13tej jechaliśmy stamtąd na Ochotę. Było już źle, korki, a daleko jeszcze i do godzin szczytu i do centrum miasta. Jednakowoż najlepsze było dopiero przed nami. O 17tej wszystko było załatwione i mogliśmy wracać do domu. Tak nam się przynajmniej wydawało...
4 pasy w jedną stronę i wszystko stoi. Zielone światło, nieważne, nadal wszystko stoi. W zasadzie zamiast sygnalizacji mogliby mieć kule dyskotekowe, efekt ten sam, a byłoby przynajmniej ładnej. Dobrze, że zrobiłam bagietki na drogę.
Rozważałam, czy istnieją na świecie takie ilości pieniędzy, za które zgodziłabym się tam zamieszkać np. na miesiąc. Rozglądając się dookoła, zaczęliśmy się zastanawiać, jak, no i przede wszystkim dlaczego ludzie żyją w tym mieście. Powinni produkować samochody do Warszawy ze zredukowaną skrzynią biegów. Trzeciego używa się tam raczej sporadycznie, koszty paliwa muszą być zastraszające, czynsze też nie małe, trzeba na to wszystko potwornie dużo pracować.
Po dwóch godzinach wyjeżdżania z miasta, nadal stojąc w korku, zobaczyliśmy po lewej stronie coś na kształt rzędu drewnianych domków kempingowych. Przez chwilę myślałam, dlaczego tam stoją, ale odpowiedź przyszła szybko i okazała się oczywista - jak ktoś ma krótki urlop, to w tym tempie za daleko nie zdąży dojechać - a tak, dwie godzinki i jest na obrzeżach w wakacyjnym domku. I to w dodatku z widokiem na ruch uliczny, dzięki czemu może na bieżąco monitorować sytuację, i nie ma obawy, że kiedy przyjdzie czas wracać, wpadnie w histeryczny atak paniki na myśl o powrocie - bo mam wrażenie, że jedynym sposobem na to jest nigdy, ale to NIGDY nie opuszczać tego miasta. Nie masz porównania - nie ma paniki, proste.
Nasze pełne zdziwienia obserwacje przerodziły się w końcu w głupawkowy wybuch śmiechu, kiedy (tak, nadal stojąc w korku) usłyszeliśmy sygnał karetki. Zaczął M*, moje przerywane parsknięciami śmiechu tłumaczenia, że tu się nie ma z czego śmiać, bo chodzi o ludzkie życie, nie zdały się na nic, zwłaszcza, że za chwilę zobaczyliśmy samochód wiozący na przyczepie choinkę. Wtedy to M tłumaczył mi, że tu się nie ma z czego śmiać, bo pan przecież od stycznia próbuje wywieźć świąteczne drzewko, ale w tym tempie to nie jest takie proste. To wszystko było oczywiście szalenie zabawne, ale baner reklamujący żłobek hasłem "przyjmujemy dzieci już od 5 miesiąca życia".... cóż, popyt, podaż i tak dalej...

* Mój Ukochany

piątek, 24 stycznia 2014

prosty przepis na coś pysznego

Dziś obiecany przepis na mufinki. Prosty, szybki w wykonaniu i dający wiele możliwości kombinowana smaków. 

mufinki z gruszką i cynamonem
Przepis na 12 sztuk.
Włączasz piekarnik: góra-dół  190 stopni.
W misce mieszasz trzepaczką:
-1 jajko
-pół szklanki oleju
-1 szklankę mleka
Dosypujesz do tego:
-2 łyżeczki proszku do pieczenia
-szczyptę soli
-cukier (ilość zależy od wybranych dodatków)
-2 szklanki mąki pszennej (tortowej)
-dodatki (np. gorzka czekolada połamana na kawałki, cynamon, imbir, rodzynki, żurawina, itd.)
Wszystko razem jeszcze raz mieszasz trzepaczką - może być szybko i niedokładnie.
Wylewasz ciasto do foremek.
(do mufinek z gruszką: wypatroszoną gruszkę kroję na półplasterki - do każdej mufinki wrzucam po 3-4 kawałki, ja lubię dodać wtedy sporo cynamonu).
Pieczesz około 20 minut, aż zbrązowieją i będą śliczne.

z cynamonem i czekoladą
SMACZNEGO :)

czwartek, 23 stycznia 2014

o naszych pomysłach marketingowych

Podczas gdy inni zmóżdżają się jak to zrobić i co tu wymyślić żeby ściągnąć do siebie gości nawet wtedy gdy nikt o zdrowych zmysłach nie chce wychodzić z domu... - my mamy p o m y s ł d o s k o n a ł y ! ! ! Już dziś pomyśl o swojej formie zanim przyjdzie Ci pokazać się w bikini! A dla tych bardziej zen niż fit - przyjedź do nas na kilka cudownych dni bycia tu i teraz, podczas których wyzwolisz się od potrzeby ziemskich uciech, ciągłego pośpiechu, doczesnej chciwości oraz wszystkich zbędnych rzeczy materialnych...
Program pobytu:
Pobudka o godz. 6:00 słońce powoli wschodzi, Twym oczom ukazuje się nieziemski widok - świat spowity białym puchem (tak mniej więcej 35cm) pokryte szadzią drzewa, wszystko dookoła wygląda jak zalane szkłem - no, to naciesz się tym widokiem. Następnie przyodziej odpowiednią ilość odpowiednio termoizolacyjnych warstw. Wyjdź odśnieżyć wyjście z domu, bramkę, podjazd, odkuj lód z bramy, otwórz ją, dołóż do piecy, wygarnij popiół, posyp nim podjazd, zdejmij odpowiednią ilość warstw, po odśnieżeniu samochodu rozpocznij odkuwanie go z igloo. Zostało jeszcze tylko odśnieżenie drogi przed domem. Zbliża się godzina 8.30 a Ty masz już za sobą poranną gimnastykę, wizytę na siłowni, a w duszy spokój niczym po misiącu w Tybecie - bo szybko wyciągasz wnioski - skoro i tak nigdzie nie zdążysz, to po co się spieszyć. Co się tyczy wyzwalania z doczesności - spójrz tylko na swoje buty i spodnie, po spotkaniu ze śniegiem, lodem i popiołem, nowe, śliczne rękawiczki też nie wytrzymały starcia? To dobry moment by się zastanowić jak wiele potrzebujesz posiadać - może warto co nieco przewartościować? Idź zrób sobie kawę, świat nie ucieknie...
No a potem zrobiłam zakupy, zaliczyłam jeden poślizg i jedno zakopanie się w zaspie, ale teraz szczęśliwie dotarłam do domu i mogę podzielić się z Wami tym, jak bardzo doceniam codzienny cud, który spotyka każdego z nas... jeśli masz trudności w jego zauważaniu, zapraszamy do Dobrego Miejsca!